W pierwszych tygodniach wiosny kościoły chrześcijańskie obchodzą wielkanoc, święto śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, centralnej postaci chrześcijaństwa, który jak głoszą kościoły z katolickim na czele przyniósł światu prawdy wiekuiste.
W okresie wielkanocnym i w związku z nim zauważamy szereg zwyczajów stosowanych jakoby dla uczczenia i upiększenia tych świąt. Najbardziej uderzającym wśród nich jest zwyczaj obdarowywania się wzajemnie (szczególnie dzieci) jajkami tak prawdziwymi jak i z cukru, czekolady i z marcepanu. U nas jak wogóle u wszystkich innych ludów słowiańskich spotykamy jajko kraszone i pięknie zdobione. „Święcone”, dzielenie się jajkiem wraz z składaniem sobie życzeń należą u nas do najtrwalszych tradycji wielkanocnych. Patrzymy na stół ze „święconym”, ozdobionym zielenią; widzimy na nim wśród strucli i mięs i jajek kraszonych „baranka” białego z cukru lub gipsu trzymającego chorągiew nogą. Zastanówmy się jak się stało, że „baranek” z wieczerzy paschalnej izraelickiej, którego żydzi ku upamiętnieniu ucieczki z Egiptu stojąc spożywali, znalazł się na stołach sarmackich. Droga jaką on pod dowództwem Mojżesza i Jozuego odbył z Egiptu przez Morze Czerwone, zastępami faraona gnany, przez Sinai, pustynię madianicką i Palestynę pod lechicką strzechę wiedzie przez chrześcijaństwo, które widzi w nim symbol, „figurę” Chrystusa. I zastanawiamy się dalej, dlaczego Polacy w obliczu „baranka” jajkiem się dzielą, życzenia wzajemnie sobie składając. Czy „zmartwychwstanie” tego, który ludzkość z grzechu pierworodnego odkupił dała ku temu asumpt?
Z etnografii wiemy, że zwyczaje i obrzędy ludowe wywodzą się z prastarych wierzeń, że wiele z nich tak ściśle się splotły z chrześcijaństwem, że dziś za wyraz wiary „objawionej” uchodzą. Gdy się jednak przypatrzymy tym „tradycjom” chrześcijańskim bliżej, to stwierdzić możemy, że wszystko to, co jako piękno i poezja ozdabia tzw. „święta” chrześcijańskie, nie z ducha chrześcijańskiego natchnienie czerpie. Często wystarcza odrzucenie nazwy i pojęcia chrześcijańskiego, a przed nami otwiera się świat całkiem odmiennych wierzeń. My, którzy uwolnić się pragniemy z narzuconego nam obcego światopoglądu, znajdujemy w praktykach ludowych skarbiec, w którym się przechowały szczątki wiary przodków naszych przedchrześcijańskich. Choć formy tych wierzeń i praktyk są często pierwotne, jednak widzieć w nich możemy relikwie świętej przeszłości słowiańskiej. W szczególności dotyczy to obrzędów ludowych tzw. wielkich świąt więc i wielkiej nocy. Gdy odrzucimy pojęcia chrześcijańskie, ukazuje się ono nam jako święto zwycięskiej wiosny i święto dusz zmarłych. Przodkowie nasi przedchrześcijańscy obchodzili w tym samym czasie wiosenne święto, którym witano odradzającą się po śnie zimowym przyrodę. Że tak było istotnie, naprowadzają na to zwyczaje dziś jeszcze zachowane u ludów słowiańskich podobnie jak wśród reszty Ariów, w których to zwyczajach szczególną rolę odgrywa drzewko i jajko.
Np. zwyczaj chodzenia z maikiem, gaikiem jest dziś jeszcze obrzędem, w którym lud obwieszcza i wita wiosnę. „Palma” święcona, to drzewko posiadające w wierzeniach i zabobonach ludowych moc czarodziejską, ochronną, leczniczą, jedynie nazwę zawdzięcza judeochrześcijaństwu. „Palma” – to drzewko, różdżka, żywa gałąź, która tak jak gaik jest symbolem budzącej się do nowego życia roślinności, pozostałość po dawnym kulcie drzew, w których Słowianie czcili boską siłę przyrody.
Podobnie jak drzewko tak i jajko w obrzędach jest wyrazem wiary w odżywcze siły przyrody. W jajku, zarodu życia, widzi się samo życie. Zrozumiałym jest, dlaczego jajko, jak i rozkwitająca gałąź, znalazło zastosowanie w obrzędowość wiosennej. Posiada ono w wierzeniach ludowych moc oczyszczającą i odwracającą zło, zajmuje miejsce kanoniczne w wiejskim rytuale gospodarczym. Barwienie i zdobienie potęguje jego moc. Tak staje się jasnym sens zwyczaju wielkanocnego kraszenia i pisania jajek, dzielenia się nimi i składania sobie życzeń.
Z świętem wiosny jak z obrzędem każdej pory roku odwiecznie związane były u Słowian kult zmarłych, obrzędy ku czci przodków, szczątki jednak ich utrzymały się w kościele katolickim tylko w jesiennych „zaduszkach”. Że jednak i dzisiejsza wielkanoc była pierwotnie wiosennym świętem zmarłych, mamy na to dowodów w zwyczajach po dziś dzień praktykowanych na całym obszarze Słowiańszczyzny, zwyczajach, których mimo wysiłków kościoły chrześcijańskie nie zdołały wykorzenić. I tak u południowych Słowian panuje zwyczaj, że w wielkim tygodniu urządza się ofiary oczyszczające na grobach zmarłych, podobnie jak to było u Greków i Rzymian. U Małorusów bierze w tych uroczystościach oficjalnie kościół prawosławny udział, wbrew zasadom swej liturgii, obowiązującej w tym czasie, a jedynie pod naciskiem ludu, który nie chciał się rozstać ze swymi dawnymi zwyczajami. Więc w wielkanoc na cmentarzach małoruskich odprawia się nabożeństwo żałobne tzw. panichidę na mogile; po nabożeństwie głowa rodziny rozbija malowane jajko o krzyż i oddaje je ubogiemu z prośbą o modlitwę za duszę. Na samej zaś mogile rozrzucają nieco soli i okruchów święconego kołacza i przemawiają do umarłych: „jiżte, pyjte i nas spomynajte”. U Słowian południowych rodzina zmarłego udaje się w wielkanoc na cmentarz, stacza jajko do mogiły, po czym zakopuje ja tam, gdzie się ono zatrzyma. Na wschodzie słowiańskim zmarłemu w wielkim tygodniu dają do rąk czerwono farbowane jajko i z nim razem składają do grobu. Stąd podobnie jak w grobach greckich i rzymskich tak w starych słowiańskich znajdujemy jajka rzeczywiste lub ich wizerunki z kamienia.
Jak widzimy, jajko odgrywało rolę także w wiosennych obrzędach ku uczczeniu zmarłych. Stało to w związku z wyobrażeniem jakie miały o nim ludy słowiańskie podobnie jak inne narody aryjskie.
W zwyczajach ludowych wielkanocnych napotkać możemy inne jeszcze ślady dawnego kultu przodków w wiosennym święcie przyrody. Ognie palące się w wielkim tygodniu na wschodzie słowiańskim są wspomnieniami ogni zapalanych kiedyś, by duszom zmarłych włóczącym się w tym okresie po świecie, wskazywały drogę do swoich domów rodzinnych. Jeszcze w XV wieku zwyczaj ten był tak rozpowszechniony a jego sens tak żywy w świadomości, że kaznodzieje upominali parafian, by w wielką środę nie palili stosów tzw. gromadek na pamiątkę dusz swoich bliskich. Kaznodzieje zaś XIV wieku wspominają, że u ludu w wielki czwartek nie zmywają mis po wieczerzy i zostawiają umyślnie resztki potraw, aby nimi w nocy nakarmiły się dusze zmarłych. U nas żywym jeszcze śladem wiosennego święta zmarłych są uczty na mogiłkach w Wileńszczyźnie i tzw. rękawka obchodzona na kopcu Krakusa we wtorek po wielkiejnocy.
Tak więc dziś jeszcze mimo dziesięciu i więcej wieków niweczących wpływów i planowej roboty chrześcijaństwa, w obrzędach ludu naszego utrzymać się zdołały wspomnienia owej epoki na pozór już zamarłej, która była naszą, słowiańską.
„Baranek” na stołach wielkanocnych jest widomym znakiem jak judeo-chrześcijaństwo, wdarło się do zagród słowiańskich. By zyskać sobie zaufanie, osłoniło się podstępnie, zagarniając lub – w razie zbyt jaskrawych przeciwieństw - tolerując obrzędy a nawet formy wierzeniowe innej postawy życiowej słowiańskich tubylców. „Poświęciło” swymi pacierzami strucle i mięsa i jajka kraszone, „poświęciło” drzewko święte w „palmę” je zmieniając, która żydzi witali swego proroka wjeżdżającego do Jerozolimy. I ogień i wodę „poświęciło”, które dla Słowianina dawnego były żywiołem świętym i uświęcającym. Poezją wierzeń słowiańskich jude-chrześcijaństwo przystroiło się jakby wieńcem i po dziś dzień paraduje w nim, roztaczając sugestie, że to jego własne piękno. Ale zbliża się czas i już nastał, że Słowianie upomną się o to, co im skradziono i przepędzą intruza niepłodnego a jedynie do chytrych przywłaszczeń cudzych tworów zdolnego. I Wielkanoc znów stanie się tym czym była kiedyś: świętem odradzającego się życia. I zapłoną znowu ognie wiosenne jak dawniej, by duch wielkich przodków słowiańskich znalazł drogę do serc i domów naszych.
Janina Kłopocka |